Łączna liczba wyświetleń

Obserwatorzy

niedziela, 11 grudnia 2011

Problemy ze zdrowiem i... Rezultaty wymianki na ludowo ogłoszę w najbliższym tygodniu

Witajcie kochani!
Niestety muszę się przyznać bez bicia, że jeszcze nie przygotowałam zestawienia prezentów "na ludowo" Raz nie wszystkie maile dostałam na czas, dwa kilka razy mi spadł potas i wylądowałam w ko.ńcu na sgnale w szpitalu, gdzie musiałam badania zrobić co niestety wiąże się z osłabieniem, czasem a także chęcią do zaglądania do komputera.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i zapraszam już w krótce na wyniki wymianki :*
Ps. sami możecie się oczywiście chwalić swoimi wymiankami na blogach już od dawna;)
Pozdarwiam

piątek, 11 listopada 2011

Pary wymiankowe

Witam!
Tak jak obiecałam dziś losowanie par wymiankowych- losowanie udokumentowane bez oszukiwania:)
a więc: Maszyna poszła w ruch

I już po połowie ukazały się takie pary:

Niedługo trzeba było czekać na resztę. Oto cała szczęśliwa jedenastka

Czyli:

http://sharotka.blogspot.com/ - http://alveaenerle-radosnawytworczosc.blogspot.com/
http://ruda-galeria.blogspot.com/ - http://zamiastem.blox.pl/html
http://arts-ooak.blogspot.com/ - http://tu-anya-es-art.blogspot.com/
http://ela17-mojepasje.blogspot.com/ - http://haftytiny.blox.pl/html
http://aniajura.blogspot.com/ - http://mixrobotkowy.blogspot.com/
http://achaart.blogspot.com/ - http://mojebrzydactwa.blogspot.com/ :)
http://tworczypoczatek.blogspot.com/ - http://maurycjusz.blox.pl/html
http://cecyliarodzinaidom.blogspot.com/ - http://imbirkowo.blogspot.com/
http://tworzonewbzach.blogspot.com/ - http://kaliszmade.blogspot.com/
To już wszyscy. Teraz lecę szybciutko rozsyłać dane na maile:)
ps. niestety wykluczyłam jedną osobe ponieważ nie miałam z nią żadnego kontaktu ani nie wysłała mi adresu na maila. Mam nadzieję, że się nie obrazi na mnie;)
Pozdrawiam życzę dobrej nocy i do robotki kochane:)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Miła niespodzianka

Witajcie!
Wczoraj dotarła do mnie przesyłka od Kalisz made. Miłym zaskoczeniem była jej zawartość i liścik z rozweselającym przesłaniem. Cudny ocieplacz doskonale wypełnił misję, bo jak tu nie uśmiechnąć się na widok czegoś w bajecznych kolorach i pasiakach, które odrazu na myśl mi przywiodły łowickie spódnice. W sam raz nadawał by się na wymiankę ludową u mnie, ale pary jeszcze nie rozlosowane, więc nie wiem na kogo trafię:)
A oto ocieplacz:
Tada!!!
Kochani jeszcze prośba do Was - potrzebuję jeszcze jednej osoby do wymianki, bo jest nas nieparzyście na liście:)
ps. Ostatnio mnie wyjałowiło z weny i narazie nie ma ciągu dalszego opowiadania, ale jestem na chorobowym obecnie, więc wierzę, że odpoczynek będzie sprzyjał twórczości:)
Pozdrawiam Wszystkich słonecznie


niedziela, 30 października 2011

Wymianka jesienna

Brałam udział w swojej pierwszej wymiance którą organizowała Sylwia
Moją parą wymiankową była Raeszka:)
Oto co od niej dostałam:)
coś dla ciała
przydasie

i to co Raeszka wykonała własną ręką czyli cudowny igielnik(marzyłam o igielniku), śliczne zakładki w ym jedną z kotami(mam bzika na punkcie kotów)oraz kotka wyhaftowanego do mojego własnego użytku:) ja jestem zachwycona:) mam nadzieję, że Raeszka także. Jeśli zaglądniecie do niej zobaczycie co ja jej wysłałam. Tutaj zamieszczę tylko takie ogólne zdjęcie moich wytworów



To tyle na dziś:)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!!!! Buziaki


środa, 19 października 2011

Wreszcie losowanie!

Witam Wszystkich!
Oto rozwiązanie Candy:
Najpierw udokumentowane losowanie:
Maszyna poszła w ruch

I oto....
Pierwsza wylosowana :
Emocja - która dostaje MiniCandy plus czerwony kwiatek!
Następna osoba to......
Iwonna - dostaje Turystkę, słonecznika i haftowaną broszkę:)

Proszę zwyciężczynie o kontakt:)

Dziękuję serdecznie za udzoiał w zabawie ! a dla pocieszenia dodaję, że organizuję wymiankę:) "Na Ludowo"
Zasady:
1. Zapisy pod tym postem.
2. Skopiowenie zdjęcia z wymianką i umieszczenie podlinkowanego u siebie na blogu.
3. Przesłanie adresu na który ma zostać wysłana wymianka na mój mail - annarozalka@gmail.com.
4. Zapisy trwają do 10.11.11.
5. Losowanie par 11.11.11 ;) również w tym dniu opublikuję je na swoim blogu:)
6. W wymiance biorą udział osoby posiadające bloga.
7. Wymianka "Na Ludowo!" obejmuje rzeczy własnoręcznie wykonane inspirowane sztuką ludową, oraz przydasie, słodkości - czyli to co zwykle w wymiankach się znajduje;)
8. Wymianka musi znaleźć się u swojej wylosowanej pary do dnia 6.12.11 - co oznacza, że przyjdzie do nas św.Mikołaj na 100% ;)
OTO BANER DO WKLEJENIA:


Chętnie odpowiem na Wasze pytania:) w razie niejasności:)
Pozdrawiam
Dodam, że nie myślałam nawet o tym aby brać pod uwagę blogerów z zagranicy-aż taka sławna nie jestem :P, ale rozumiem, że nie bardzo to jest dobrym pomysłem -co zasugerowała mi jedna z uczestniczek wymianki, gdyż przesyłka drogo wyjdzie, więc do zabawy zapraszam ludzi z Polski:)
ps. Pani z Portugalii tylko złożyła mi rewizytę :)


poniedziałek, 17 października 2011

Niestety losowanie muszę przesunąć

Witam wszystkich. Zwłaszcza tych, którzy czekają na wyniki candy.
Niestety musze przesunąć losowanie. Powinnam posprawdzać i poodwiedzać wszystkich zapisanych. Poza tym dopiero co wyrobiłam się z wymianką. Ciężko mi złapać zakręt ostatnio- tyle papierów i pracy- obiecuję że wyniki znajdą się na moim nowym poście najpóźniej do 19.X. Prosze was o wyrozumiałość:) jak obrobię się z paroma najważniejszymi sprawami chętnie poodwiedzam Was wszystkich - ciekawa jestem co u Was słychać :)
Pozdfrawiam serdecznie!!!!

wtorek, 20 września 2011

Przesyłka od Ja-kk, czyli wygrane candy

Witajcie!
Dotarła do mnie wreszcie przesyłka od ja-kk - czyli wygrane candy:) oto co dostałam:
Czyli obiecane trzy plecione brasoletki i zakładkę.

Ogromnie się cieszę, bo to pierwsze moje wygrane candy. Cudownie jest wygrać cokolwiek, ale brasoletki są naprawdę śliczne i bardzo mi pasują :) Dziękuję Kinguś!!! A ponieważ moja blogowa znajoma jeszcze nie wygrała candy, postanowiłam się z nią podzielić, więc oddałam jej jedną z moich bransoletek :) (pozdrowienia dla estersona). Wymyśliłyśmy też razem żeby nową zabawę dla blogerów zrobić a mianowicie "podzielajkę" czyli jeśli ktoś wygra candy podzielajkę musi się podzielić z innym blogowiczem i oboje dokumentują to na swoich blogach:)
Spodziewajcie się więc niedługo "podzielajki":)
Buziaki:*
ps. poszukuję wzoru na haft krzyżykowy wieży eiffla jak ktoś ma to bardzo będę wdzięczna:)

poniedziałek, 19 września 2011

Niezapominajki

Minęło kilka dni od kiedy zrobiłam moją pierwszą ceramikę u Ruth. Przez ten czas nie miałam kompletnie inwencji. Snułam się po mieszkaniu, bezładnie przekładając rzeczy z miejsca na miejsce. Odłożyłam realizację projektów i nawet nie zaglądałam do sklepiku.
Dopadł mnie mały mrok i na okrągło słuchałam piosenki SDM „O nadziei”, która według mojej interpretacji głosiła, iż pewna jest tylko śmierć.
Magda odzywała się chwilami, lecz tak się złożyło, że w tym czasie zbiegło się jej kilka „ważnych” randek. Nie mogła przecież żadnej odmówić, bo nie wiedziałaby, który to „ten jedyny”…
Candy patrzyła tylko smutnymi oczkami i nie znajdywała dla mnie słów pocieszenia.
Są takie momenty w życiu, że nic co ktoś może powiedzieć nie jest w stanie rozgonić smugi czarnych nastrojów… Aż zadzwonił telefon…
- Słucham… - Powiedziałam posępnym głosem
- Spodziewałem się usłyszeć promienne powitanie, a powiało smutkiem… Przepraszam, chyba dzwonię w złym momencie. Może później…
- Nie, nie! Proszę się nie rozłączać… Pan Błażej, prawda?
- Tak, ma pani doskonały słuch i pamięć…
- Czasem zdarza mi się mieć…
- Miałem nawet ułożony pretekst, ale zapomniałem. Prawda jest taka, że jeszcze nie skończyłem pracy nad zamówieniem, ani nie mam żadnych pytań. Chciałem tylko usłyszeć głos… Pani głos…
- To naprawdę bardzo miłe wyznanie.
- Tak… Khm… Przepraszam, chyba nie powinienem…
- Ależ nie, własnie powinien pan… Tylko, że ja od paru dni jakoś tak nie mogę być pogodna… Dopadła mnie smuga cienia… - Powiedziałam podświadomie używając słów piosenki SDM.
- Pani także lubi SDM?
- Bardzo, choć to nie mój ulubiony gatunek muzyki.
- Lubi pani metal, prawda?
- Tak, skąd pan wie?
- To do pani po prostu pasuje…
- A więc dzwonił pan aby usłyszeć mój głos…
- Widzi pani, bo mnie także dopadła smuga cienia… A pani wtedy była jak słonecznik i pomyślałem… A w zasadzie to zadzwoniłem zanim pomyślałem.
- Przepraszam, jednak dziś chyba nie umiem być słonecznikiem…
- Ani ja… Ale dziś pani jest niezapominajką i jakoś tak lepiej mi się zrobiło…
- Bardzo mi przyjemnie z tego powodu. I mnie jest lepiej. Pan tak zawsze do kobiet o kwiatach mówi?
- A nie, nie… Skąd… To pani wydobyła ze mnie tego romantyka. Zresztą jest pani niezwykłą osobą… Ja na co dzień i dla innych kobiet jestem całkiem zwyczajnym facetem, którego uznanie dla urody zmieści się w zwykłych słowach „jesteś piękna”…- Zaśmiał się po tym, jak to powiedział.
- Cóż, ja mam inne wrażenie, lecz chyba to pan ma rację… - Odrzekłam
- Jestem szczery jak na spowiedzi. Przez telefon łatwiej być szczerym.
- Tak, znów ma pan rację. Łatwiej też wygadać się czasem osobie mało znanej.
- Zgadza się. Nowa znajomość jest jak czysta karta, mamy szansę być wreszcie sobą.
- Lub wręcz przeciwnie, wykreować całkiem nowy wizerunek siebie…
- Ja teraz jestem nareszcie sobą. Coś mi mówiło, że przy pani nie musze grać.
- Owszem, nie musi pan a nawet nie powinien pan. Ja także nikogo nie odgrywam.
- Właśnie… To ja dziękuję za to, że pani jest sobą i dziękuję za rozmowę…
- I ja dziękuję, to było równie miłe, co zaskakujące… Może pan dzwonić bez powodu, będzie mi przyjemnie.
- Cieszę się i życzę dobrej nocy…
- Dobranoc…
            Rzeczywiście była noc. Na moim zegarku wybiła 23.00 kiedy się rozłączyliśmy.
Nie spałam jednak tej nocy. Przyszła mi chęć do tworzenia i zrobiłam broszkę z niezapominajkami w środku.
Wyglądała jak tajemniczy klejnot, a od patrzenia na nią wpadłam na pomysł historii do komiksu, która się miała opierać na alternatywnym świecie, do którego mogłam się przenosić właśnie dzięki broszce.
Pierwsze próby komiksowe i projekt broszki




Broszka wykonana

czwartek, 15 września 2011

Ceramika i historia pewnej kartki

Podczas tych jeszcze luźnych dni w sklepiku odezwała się do mnie koleżanka, z którą razem chodziłyśmy do szkoły rysunku. Ruth – bo tak miała na imię – właśnie otwierała warsztat ceramiczny i zaproponowała mi wypróbowanie pieca do wypalania gliny.
Odrzekłam na to: „jak najbardziej”, to też na następny dzień zamierzyłam zamknąć wcześniej „Moje Brzydactwa” (i tak wystrój nie był skończony, ponieważ nadal czekałam na pieniądze z funduszu). Zanim wyszłam, usłyszałam zachrypnięty głos i pomyślałam: „Wasylina. Oczywiście…”
- Zrób coś fajnego, jak już tam jedziesz. – Zaskrzeczała.
- Naturalnie, w tym celu się tam wybieram.
Nie wiem czy rzuciła na mnie jakiś urok lecz pierwszą rzeczą jaka mi przyszła do głowy w momencie, gdy stanęłam przed swoją bryłą gliny, była dynia. Tak powstała miseczka w kształcie dyni wraz z łyżeczką. Efektem końcowym zaskoczyłam samą siebie. Nie była jedynie zwykłym naczyniem. Miała w sobie to „coś”, co sprawiało, że żyła we własnym, baśniowym wręcz świecie. „To na pewno sprawka Wasyliny…” – stwierdziłam, ale z zadowoleniem.
            Wracając ze swoją ceramiką znalazłam w skrzynce pocztowej przesyłkę.
Okazało się, że ludzie prowadzący blogi są bardzo słowni. Przesyłka kryła w sobie kartkę, którą zamówiłam u zdolnej osoby. Chciałam ją podarować mojej przyjaciółce z okazji pewnego wydarzenia. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam ją w prezencie!
Postanowiłam więc, iż rozgłoszę to na swoim blogu i chociaż w ten sposób jakoś się odwdzięczę.




Moja włsnoręcznie wykonana miseczka do dipów:)

Karteczka
To by było na dziś tyle :) życzę Wszystkim przyjemnego wieczoru;)

sobota, 3 września 2011

Trochę o Bieszczadach, Diablicy i Minicandy

Po konsultacji tej opcji z Candy i Magdą przystałam na tą propozycję.
Miśka była już spakowana, ale niestety w noc przed wyjazdem dostała gorączki i nie mogłam jej zabrać. Przyrzekłam przywieźć jakiś drobiazg i to, że na następny wypad wezmę ją ze sobą.
Candy podpowiedziała mi abym zabrała zamiast niej Henia, oczywiście zgodziłam się. Heniu to miś z kolekcji pani „B” zakupiony w Krakowie. Był moim natchnieniem i pokazał mi tajniki tworzenia własnych pluszaków. On sprawił, że powstała Candy. Wkrótce po jej uszyciu zostali parą – przecież nie mogło być inaczej.
            Miśki w ogóle mają łatwiej, jeśli chodzi o związki. Wystarczy, że spojrzą sobie głęboko w ślepka. Nie potrzebują kombinować jak poderwać drugiego pluszaka, co nie znaczy, że nie flirtują. Panie misie to nie lada kokietki. Mają tylko jedną zasadę, której przeważnie przestrzegają: nie wiążą się z innym gatunkiem, np. miś raczej nie zaczepi króliczki. Taka para popełniłaby mezalians. Poza tym nic innego nie ma znaczenia, nawet materiał, cena, czy wzrost.
Widziałam jak Henio i Candy byli ze sobą szczęśliwi. Mnie też marzył się taki ludzki Henio. Odkąd poznałam górala „B”, mógł spokojnie mieć na imię Błażej.
            Myśląc o tym podczas podróży, żal mi się zrobiło Wstydricha i Tadka, bo skazałam ich na samotność (Wstydrich i Tadek są hetero – powiedzieli mi to).
Zaprojektowałam więc kocicę „Diablicę”. Dedykowałam ją Magdzie, ponieważ czasem ją tak przezywałam. Zresztą była diablicą, bo kto tak wykorzystuje zapatrzonych facetów a umawia się z innymi?
Na razie będzie tylko jedna kocica. Chętnie poobserwuję jak poradzi sobie z dwoma adoratorami. Może być zabawnie i ciekawie.
            W Bieszczadach miałam okazję być pierwszy raz, tak zupełnie luźno i prawdziwie. Wcześniej zwiedzałam z wycieczką Solinę i skansen w Sanoku, dlatego nie można tego zaliczyć do „bycia w Bieszczadach”.
Czekając na dworcu autobusowym w Lesku przyglądałam się ludziom i stwierdziłam, że to miejsce na południowym wschodzie Polski jest przeznaczone dla dusz samotników. Nawet podlotek siedział sam na parapecie wewnątrz budynku i stamtąd nieobecnym wzrokiem patrzył na świat.
Turystów wcale nie dużo, oprócz nas zauważyłam jedynie jakąś parkę z plecakami. Dziewczyna całkiem ładna z chustą wokół szyi wyglądała sympatycznie. Obowiązkowo ubrana w spodnie „bojówki”. Przyszło mi na myśl, żeby zrobić broszkę – kwiatek na szydełku – najlepiej nasturcję (musiałam się pogłowić jak tego dokonać) i nazwać ją „Turystka”. Ta dziewczyna przypominała mi tego kwiatka a poza tym to jeden z moich ulubionych bywalców letnich ogrodów.
            Okazało się, że z Leska jest jeszcze sporo drogi w prawdziwe Bieszczady.
Podczas jazdy autobusem zaliczyłam standardowy widok kojarzący się z tymi okolicami kraju, czyli mężczyzny z brodą w stroju moro i kapeluszu a’la kowboj.
Naszym celem była wieś Berehy i jedyne gospodarstwo, przy którym znajdowało się pole namiotowe – baza. Nie byliśmy tam jedynymi gośćmi, lecz to akurat było miłą niespodzianką.
Poznałam min. Kubę i jego kolegę (imienia nie pamiętam) a także „Sz” – dlatego takiego skrótu użyłam, ponieważ ten mężczyzna każdemu kojarzył się z kim innym i określenie go imieniem nie oddałoby tego. „Sz” wyglądał fantastycznie, idealnie pasował na rasowego bywalca Bieszczad – długie włosy, okulary, broda. Był miły, o ciekawym podejściu do życia  i okazał się bardzo pomocny. Świetnie się z nim gadało. Nie uosabiał niestety cech, które posiadał góral „B”, choć znałam jedynie cechy zewnętrzne (czyli w moim mniemaniu boskie ciało) i zabrakło iskierek.
Tak, tych elektrycznych rozładowań, które pojawiały się gdy moje oczy spotkały się z oczami Błażeja. Jak na „inną” przystało nigdy nie odczuwałam tak zwanych „motyli w brzuchu”.
            Jedyną malutką iskierkę wzbudził natomiast pewien Belg nocujący na naszym polu namiotowym. Na nieszczęście dawno nie odświeżany angielski uniemożliwił mi kokietowanie tego blondyna (ten kolor włosów przemawiał trochę na jego niekorzyść, lecz wrażenie wyrównywała ich długość). Urocza była też jego nieznajomość polskiego oraz trudność w wypowiedzi słowa „cześć”… Ale iskierka mogła zapalić się tylko raz, ponieważ następnego dnia Belg wraz ze swoim krajanem wyruszyli w dalszą wędrówkę i już nie wrócili. My natomiast zostaliśmy na trzy niezmiernie zimne noce.
            Wspomnienia przeżyć i obrazów zapisały się tak mocno w mojej głowie, że do tej pory ta wyprawa jest dla mnie jak sielska bajka i kryjówka przed szarością i zwykłością.
Wszystko co dobre szybko się kończy według popularnego powiedzenia, więc znów znalazłam się w swym blokowym mieszkaniu z telefonem przy uchu. Należało oczywiście zdać relację z wyprawy Magdzie, przesłać jej zdjęcia oraz zaglądnąć do bloga i zrealizować Candy.
Mojej miśce nie opowiadałam o wyprawie – zrobił to Henio, który strasznie się stęsknił za Candy. Tak długo się „odtęskniali”, że wkrótce pojawiła się Minicandy. Nie mogłam im pozwolić jednak na zatrzymanie jej, bo robi się u mnie za ciasno. Postanowiliśmy wspólnie, że poszukamy dla niej kogoś miłego i dobrego aby ją przygarnął. Dlatego dołączyłam ją do urodzinowego candy. Dostała ode mnie folkową chustkę na szyje, uśmiechnęła się niepewnie i zapytała: „Czy znajdzie się mój nowy opiekun?” Odpowiedziałam, że oczywiście i szczerze w to wierzyłam.

"Turystka"
Projekt Diablicy

Projekt Diablicy w przybliżeniu
Misiowa rodzinka, czyli Candy, Henio i Minicandy







Trochę zdjęć z Bieszczad




Pozdrawiam Wszystkich i dziękuję za komentarze:)
Ps. Dla przypomnienia dodam, że Minicandy i turystka są do wygrania w moim urodzinowym candy:)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Mini Candy na candy:)

Ponieważ nie mogę się rozstać z moją Candy, postanowiłam zrobić jej miniaturkę aby kogoś innego mogła pocieszać, dawać mu/jej mądre rady i kochać oczywiście. Mini Candy dołączam do candy i jeśli ktoś się pod tym postem zapisze też weżmie udział w losowaniu :) Ach i jeszcze jedna "pułapka": jeśli ktoś zostawi komentarz pod postem"Mini Candy na candy:)" oraz "Urodzinowe Candy" zapiszę podwójnie - na dwóch bilecikach do losowania:) sierotką będzie moja mama - bo to najbardziej obiektywna osoba jaką znam :)
A więc przedstawiam Wam mini Candy:


Mini Candy ma pytającą minkę, bo chciałaby wiedieć czy są chętni aby ją przygarnąć???
Czy zauważyliście, że mini Candy ma folkową chustę? W końću miś nie miś a modnym być należy :)prawda?

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Urodzinowe Candy

            Zanim ruch w sklepie się jako tako rozkręcił, Magda namówiła mnie na prowadzenie bloga.
- Musisz zaistnieć jakoś na morzu fal internetowych.
- Oj tam oj tam… - Odpowiedziałam.
- Nie ojkuj mi tutaj. Pani „B” też tak zaczynała.
- Pani „B” ma swoją STRONĘ INTERNETOWĄ a raczej stronę galerii, a nie bloga.
- A niejaka „Von Ch”?
- Oj tam oj tam… - Powtórzyłam.
- Strona, to nie w twoim przypadku… Nie jesteś jeszcze znana, poza tym teraz prowadzenie bloga jest na topie. Nawet gwiazdki filmowe tak robią…
- Zdaje się, że pewna piosenkarka, pani „D” też. Nie chcę równać do jej poziomu.
- I nie musisz. Ona oprócz wysokiego IQ nie ma inteligencji, smaku, szyku ani kultury, a ty masz. Nie zrównasz się więc z jej poziomem prowadząc bloga.
- Oj tam oj tam… - Westchnęłam.
Magda już wiedziała, że wkrótce zaistnieje w blogerskiej społeczności.
            Zobaczyłam, że to wcale nie takie skomplikowane i jako „Moje Brzydactwa” mogę brać udział w różnych rozdawajkach – „Candy”.
Miśka kiedy się dowiedziała, że ma takie samo imię jak internetowa zabawa naburmuszyła się, lecz udało mi się przekupić ją obietnicą wycieczki w Bieszczady. Candy zresztą nigdy nie umiała się obrażać – jest zbyt słodka.
            Przez bloga poznałam wielu ludzi zajmujących się rękodziełem. Niektóre stronki były tak klimatyczne, iż zaczęłam wątpić w swoją wyjątkowość oraz szansę na utrzymanie się na rynku. Sporo osób robiło śliczne pluszami, szyło szmacianki, dziergało, tworzyło biżuterię.
Nie chodziło mi o sławę (Magdzie chyba tak) ale miałam teraz większe wydatki, no i zrezygnowałam z pracy na rzecz prowadzenia sklepu. Bałam się strasznie, a wizja mieszkania pod mostem coraz częściej nachodziła mnie w koszmarach.
Candy pocieszała mnie, ze nie musimy w tym roku jechać w Bieszczady i że ona pójdzie pod ten most jakby co.
Wasylina również chciała dodać mi otuchy i rzekła, iż zrobi co się da aby nie dopuścić do eksmisji. To mnie trochę uspokoiło, lecz na krótko.
Wtedy przyszło mi do głowy, żeby nie produkować niewiadomo ile słoneczników, Wstydrichów, Tadków itp., żeby wypuszczać krótkie serie.
Nie miałam uszytych i zrobionych po kilka sztuk swoich dzieł – wszystkie były niepowtarzalne. Zwłaszcza biżuteria. Myślałam jednak, że jeśli ktoś kupi np. Wstydricha i będzie chciał drugiego, albo po prostu go sprzedam, to zrobię następnego i tak w kółko.
„Nie! – podjęłam decyzję – to będą krótkie serie, po pięć sztuk. Jeśli się ktoś nie załapie, trudno.”
Chciałam aby moje Tworki były wyjątkowe. „Niech się o nie biją” – pomyślałam. Zresztą przecież wszystkie rzeczy szyłam i robiłam ręcznie, więc oszalałabym realizując kolekcję składającą się np. z dwustu sztuk.
Wasyliną rzuciła na mnie czar weny, by poprawić mi humor. W ten sposób powstała broszka zainspirowana pracami pewnej blogerki. Wyhaftowałam malutką różyczkę i obszyłam ją sznurkiem siutaziowym oraz koralikami.
- Widzisz? Zupełnie jak z ruskiego folkloru. – Powiedziała babicha, gdy skończyłam. – Zrób mi teraz narzutę na moje wyrko! Nie może przecież zawsze być rozbebeszone! – Dorzuciła.
Wiedziałam, że z Wasyliną lepiej nie zadzierać, więc wyciągnęłam kordonki i udziergałam narzutę na jej łóżko.
            Postanowiłam również, że i ja ogłoszę rozdawjkę, niech inni się zapoznają z moimi wytworami. Może kogoś zauroczą?
Z okazji zbliżających się mych kolejnych urodzin zrobiłam dwie małe rzeczy, strzeliłam foto i miałam zamiar umieścić je na blogu z podpisem „Candy”.
Za nim jednak zrealizowałam ten pomysł, przyszło zaproszenie od mojego brata „R” na wyjazd w Bieszczady wraz z jego dziewczyną.


Hafcik na broszkę
Narzutka na łóżko
A TERAZ CANDY!

Na Candy składa się:


Wsuwka z szydełkowym kwiatuszkiem (nowa, nie zakładana, tylko ozdobiona przeze mnie)


Wsuwka słonecznik - również mojego projektu i wykonania

Broszka całkowicie mojego projektu i wykonania

Szydełkowa nasturcja w roli broszki

Zasady takie jak zwykle:
1.Zapisy w formie komntarza pod postem "candy"
2. Skopiowanie i podlinkowanie zdjęcia na swoim blogu
3. Cierpliwość - losowanie 16.X :) Dzień po urodzinach
 Jeśli ktoś reflektuje to zapraszam i uprzedzam lojalnie, ze jeszcze coś dołożę ;)

niedziela, 21 sierpnia 2011

słonecznik i góral "B"

            Zapłata w formie kolacji nastąpiła w dniu, kiedy sklepik był już odmalowany, wysprzątany i czekał na fundusze, które miały wyposażyć go do końca. „Ziutek” zajął miejsce na środku ściany naprzeciwko drzwi.
Tadeusz był bardzo wartościowym znajomym, ponieważ jego koledzy znali się na różnych rzeczach i dzięki nim niewielkimi kosztami udało się zorganizować w lokalu ubikację (której nie było wcześniej).
Z wdzięczności miałam ochotę nawet wyswatać Tadeusza z Magdą, ale nie mam do tego talentu, więc zostawiłam ten wątek własnemu torowi.
Magda chyba była zadowolona, bo nie widziałam u niej większego zainteresowania tym panem. Miałam wrażenie, że wykorzystuje jego zaangażowanie jako pomoc w różnych sprawach.
Moja przyjaciółka nie pracowała wówczas. Zapisana była na bezrobociu i robiła różne kursy. Często zastanawiałam się dlaczego dziewczyna z magistrem z zakresu marketingu i rachunkowości nie znalazła posady w wielkiej firmie i nie robiła oszałamiającej kariery. Miałam szczęście, że się ze mną przyjaźniła, dzięki temu zyskałam oddaną menedżerkę i księgową.
            Szyld z wymyślonym logo zrobiłam na cienkiej dębowej deseczce. Wiadomo, dąb – święte słowiańskie drzewo – jest idealnym filarem i nadaje się wspaniale zamiast kamienia węgielnego, który zapewne został już wmurowany, gdy budowano tę stara kamienicę. Pozostało mi tylko zamówić metalową oprawę, aby mój szyld zapraszał gości z ulicy do przekroczenia progu „Moich Brzydactw”.
W tej kwestii znowu pomocą posłużył pan Tadeusz. Okazało się, że zna również gościa zajmującego się kowalstwem (pan Tadeusz chyba zna wszystkich fachowców i rzemieślników).
            Po oprawę trzeba było jechać aż w Pieniny, ale przystałam na to bardzo chętnie, ponieważ uwielbiam góry.
Z tej wyprawy przywiozłam bardzo przyjemne wrażenia i szydełkowego słonecznika.
Zrobiłam go w drodze powrotnej na tylnym siedzeniu samochodu prowadzonego przez Tadeusza. Z przodu naturalnie siedziała Magda.
            Dlaczego słonecznik? Otóż kowalem okazał się przystojny Błażej – mężczyzna idealnie w moim typie, przynajmniej z wyglądu – góral  z krwi i kości o długich brązowych włosach i piwnych oczach. Góral „B” – pomyślałam po tym jak pan Tadeusz nas przedstawił.
Błażej zaraz po podaniu i ucałowaniu mi dłoni powiedział, że wyglądam jak słonecznik. Nie odebrałam tego jako komplement, bo wyobraziłam sobie swoją twarz otoczona żółtymi płatkami i nie bardzo mi się ten obraz podobał. Kowal zauważył moją niewyraźna minę, więc pospieszył z wyjaśnieniem dodając: „Słonecznik, bo weszła pani do mojego warsztatu jak małe słoneczko i przyniosła zapach łąki…” Potem zmieszał się widocznie tą niezręczną sytuacją, gdyż zaczął nieskładnie opowiadać o swojej pracy.
Zrobił na mnie wrażenie tym romantycznym zdaniem, to też moja wizja twarzy okalanej żółtymi płatkami wydała się teraz urocza.
Na pamiątkę tej ambarasującej sytuacji zrobiłam broszkę, ponieważ myśl o góralu „B” była całkiem przyjemna.
Oprawa do szyldu miała przyjść za pobraniem, lecz miałam nikłą nadzieję, iż kowal sam ją przywiezie – cóż, marzenia…


Ps. :) Skasowałam ps-a z powodu fantastycznego komentarza hatytiny :) -dziękuję Justynko:*

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Tadek

 
Po przeprowadzeniu wszystkich formalności związanych z odziedziczonym lokalem dostałam do ręki klucze i poszłam sprawdzić co też będzie należało do mojego „posagu”. Może zwabię na lokal jakiegoś super przystojnego łowcę posagów?
Niestety na razie zwabiona została tylko Magda, która po przekroczeniu ze mną progu pomieszczenia stwierdziła:
- Los się do nas uśmiechnął. Mamy sklepik!
- MY?
- A co? Myślałaś, że zostawię cię z tym samą? Doskonale wiem, że ty byś to sprzedała i zmarnowała taką szansę. Poza tym kto będzie prowadził twoje finanse?
- Ha! Widzę, że masz już szczegółowy  plan działania… Ale i tak nie mam kasy na wyposażenie sklepu.
- Od czego są dotacje unijne? Napiszemy biznesplan i postaramy się żeby coś dostać.
- Jakby to było takie proste… A co potem? Przecież trzeba się jakoś utrzymać…
- To się utrzymamy, mamy co sprzedawać! Ty masz chorą wyobraźnię i do każdego przedmiotu dorobisz ideologię. Jesteś w tym bardzo przekonywująca, wiesz?
- O proszę, czego to się może człowiek dowiedzieć o sobie, kiedy dostanie spadek. Nie boisz się ze mną przyjaźnić skoro mam chorą wyobraźnię?
- Oczywiście, że nie. To właśnie w Tobie lubię. Dostarczasz mi wrażeń. Ja jestem zbytnią realistką, dlatego będę pomagać ci przy rachunkach i innych „nudach” jak to nazywasz.

Stało się! Napisałyśmy biznesplan i po długich miesiącach starań dostałyśmy kasę. Nie było łatwo, co to to nie. Łatwo można dostać w nos, dać się oszukać, naciągnąć, potknąć się na dziurawym chodniku, ale wyciągnąć pieniądze od Unii jest trudno.
Nam się powiodło ponieważ Magda tryskała optymizmem i wiarą w system, ja zaś tryskałam pesymizmem oraz ostudzałam jej pełne entuzjazmu okrzyki kiedy zrobiłyśmy jakiś mały kroczek w kierunku dotacji.
W międzyczasie w weekendy porządkowałyśmy lokal, który od dawna nie był użytkowany.
Znajdowały się tam stare graty, lecz one od razu w moich oczach miały zastosowanie. Na przykład stary kredens (zawsze marzyłam o kredensie, ale blokowa kuchnia nie przewiduje miejsc dla kredensów). Zjedzony przez korniki, z odpryskującą farbą oraz nadgryzioną tylną nogą. Magda chciała go wyrzucić jako pierwszy śmieć, jednak ja się uparłam. Zaraz też nadałam mu imię „Ziutek”. Upersonifikowane przedmioty łatwiej obronić.
Przeciwko „Ziutkowi” przemawiał jego stan zewnętrzny przeszkadzający mu w byciu funkcjonalnym oraz koszty renowacji. Na szczęście okazało się, że znajomy Magdy, który co drugi weekend przychodził nam pomagać (i przeważnie gapił się na nią jak ciele na krowie dojki) zna się na tym, więc zabrał „Ziutka” do naprawy.
W zamian zażądał kolacji z nami obiema (nie wiem czy liczył na trójkącik, czy była to przykrywka dla jego zainteresowania moją przyjaciółką).
Naturalnie zgodziłam się zanim Magda powiedziała „ale…” i nie miała już argumentu aby wymigać się z kolacji.
Ten znajomy miał na imię Tadeusz a na jego cześć powstał kolejny szmaciany kocur „Tadek”, również bez ogona jako kuzyn Wstydricha.
Tadek ma głupkowaty wyraz twarzy – mniej więcej taki sam jak Tadeusz spoglądający na Magdę. Do tego ma sporo sznytów na łapkach, bo nasz znajomy zajmował się głównie zdzieraniem starej tapety i wbijaniem gwoździ a to przysparzało mu kolejnych obitych palców i zadrapań.
Tadek w projekcie
i wykonany
Ps. Wyjeżdżam w Beszczady, co prawda na krótko, ale nie będzie mnie przez chwilę dlatego pewnie później będę nadrabiać zaległości w komentarzach, za które już teraz bardzo Wszystkim dziękuję!!!!!!


sobota, 13 sierpnia 2011

Wstydrich

Realizacja moich wymysłów zwyczajowo zawieszała się po jakimś czasie, lecz była przy mnie Magda.
Zmobilizowała mnie do zrobienia przeglądu moich wytworów i w ten sposób w małym pokoju powstała pierwsza ekspozycja, której byłam autorką.
Później dokonałyśmy wstępnej selekcji, a Magda powiedziała:
- Kobieto! Dlaczego ty z tym nic nie robisz?
- Oj tam oj tam. Przecież cały czas coś robię…
- No tak, gromadzisz kolejne własnoręczne szpargały, a ja znam ludzi, którzy chcieliby także takie mieć u siebie w domu i zapłaciliby za to. Nawet całkiem sporo…
- To co? Nie tworzę dla pieniędzy, ale dla przyjemności, z pasją.
- Właśnie o to chodzi. Pracujesz w podrzędnej robocie o beznadziejnie niskiej płacy, do tego z palantami. Możesz przecież być sama dla siebie szefem.
- Taaaa… A niby za co mam sobie wynająć sklepik? Za co urządzić go po swojemu?
- To rzeczywiście jest problem… Na twoim miejscu sprzedawałabym to w necie. Jest sporo portali, które ci to wystawią.
- Myślałam o tym, ale trzeba mieć czas i wenę żeby coś tworzyć, a ja wracam wyrąbana po pracy i nic mi się nie chce.
            W tedy nie wiedziałam jeszcze, że ciotka Lucyna mieszkająca w Kanadzie ma raka szyjki macicy i wkrótce umrze.
Dowiedziawszy się od prawnika o spadku byłam zaskoczona a za razem wstydziłam się, że nie wyskrobałam na tyle kasy aby polecieć na pogrzeb.
Z tych uczuć powstał szmaciany kot „Wstydrich”, który później zajął honorowe miejsce na wystawie mojego sklepu.
Wstydrich nie ma ogonka, bo przecież musi mieć za co się wstydzić, a nie powinnam zrzucać na niego własnych win – to by było nie fair.

Wstydrich w projekcie


i wykonany.